Ja i „moje” Tai – Chi, zwierzenie emerytowanego farmaceuty

Tai – Chi jest pomocne w pokonaniu trudnych etapów drogi życiowej – pisze Teresa Romanowska, mgr farmacji na emeryturze.

Drodzy Państwo, dalej wyjaśnię, dlaczego ośmieliłam się napisać w tytule „moje” Tai-Chi.

Najpierw o sobie. Jestem emerytem od roku i uczestnikiem kursu Tai-Chi w MDK Wołomin od ponad pół roku. Moment, a właściwie proces przejścia na emeryturę jest bardzo trudny. Trudny, bo zdecydowanie maleje aktywność fizyczna, i trudny, bo „siada” psychika. Na zajęcia Tai-Chi zdecydowałam się, jakby z rozsądku, aby poprzez tę aktywność być sprawniejszą i bardziej pewną siebie na nowym etapie życia.

Sztuka troski o siebie

Praca z prowadzącymi zajęcia, oraz współuczestnictwo z członkami grupy, dostarczyło mi dużo więcej. Instruktorzy, Iza i Janusz, to nie tylko doświadczeni trenerzy, ale również mili i otwarci partnerzy we wspólnych ćwiczeniach. Właśnie „wspólnych”, bo jesteśmy grupą około 20 osób, które chcą usprawnić swoje ciało i ducha, poznając zasady tej sztuki walki. Zwracam uwagę na słowo „chcą”, bo bez tego nie ma efektów treningu.

Siła wolnych ruchów

A teraz moje bardzo osobiste odczucia. Po pierwsze, ja „chcę” ćwiczyć i być sprawniejszą fizycznie. Po drugie, uważnie śledzę trenera i jak najdokładniej wykonuję jego polecenia. A po trzecie, angażuję swoje wnętrze i słucham swojego ciała.

Efekt jest taki, że po tych ćwiczeniach czuję się wyluzowana fizycznie i psychicznie, lepiej śpię i jestem sprawniejsza fizycznie. Niecierpliwie zawsze czekam na kolejne zajęcia.

Co mnie zaskoczyło podczas tych zajęć? Przede wszystkim to, że w Tai-Chi, a właściwie w ćwiczeniach przygotowujących do walki, ruchy wykonywane są powoli i płynnie. Następuje wtedy stopniowe rozluźnienie mięśni oraz rozciągnięcie ich. Również mięśni głębokich, o których wielu z nas nie wie nawet, że je ma. Okazuje się, że powolne i ciągłe ruchy, wykonywane precyzyjnie, z zaangażowaniem, wymagają niespodziewanie dużego wysiłku.  A co jest fenomenalne, prowadzą do odnalezienia optymalnej pozycji ciała, w której organizm najmniej się męczy. Wiadomo, ma to zastosowanie na co dzień w życiu: w kolejce w sklepie, w pojazdach komunikacji miejskiej itp.

Ulga dla kręgosłupa

Druga rzecz, która mnie zaskoczyła, to właśnie precyzja ruchów i pozycji. Korekta pozycji, n
awet o kilka centymetrów, może w jednej chwili przynieść ulgę w przeciążonych partiach ciała np. kręgosłupie, mięśniach nóg. Sama świadomość tego i możliwość samokontroli jest ogromną zaletą Tai-Chi.

Relaks

No i rzecz, która najbardziej mnie zaskoczyła, to siła relaksu poprzez skupienie się na własnym wnętrzu, poprzez słuchanie siebie i patrzenie w siebie. Podczas takiego właśnie ćwiczenia rozluźniającego, odczułam nagłe odpuszczenie napięcia w kręgosłupie lędźwiowym, jakby odpięcie guzika, przynoszące upragniony luz.

Patrzenie w siebie i słuchanie własnego oddechu jest też metodą na szybsze zasypianie. I muszę przyznać stosuję to osobiście.

Ćwiczymy w grupie

Nie mogę nie wspomnieć o całej grupie Tai-Chi. Nie wiem, czy na zajęcia Tai-Chi przychodzą tacy ludzie, czy może ja mam takie szczęście, ale uczestnicy zajęć to naprawdę fajni ludzie. Są nie tylko mili, ale dowcipni i otwarci. Zrozumienie i chęć wsparcia, to cechy osób uczestniczących w tych zajęciach. Krótko mówiąc, empatia i życzliwość unoszą się w powietrzu.

Teraz już wiecie, dlaczego napisałam „moje” Tai-Chi, bo to są moje odczucia i moje wrażenia, którymi chciałam się z Wami podzielić, a nie naukowy wywód…

 

mgr farm. Teresa Romanowska, emerytka, uczestnik zajęć Tai-Chi w MDK Wołomin